Zwężenie odźwiernika

18:00


Jakiś czas temu szumnie ogłaszałam powrót do blogowania, po czym znów zniknęłam na dłuższy czas. Wszystko to za sprawą problemów zdrowotnych mojego synka. Już miesiąc po urodzeniu Kubusiowi zdarzało się wymiotować po jedzeniu. Jako pierworódka bez doświadczenia, spanikowana poleciałam z tym do lekarza, który początkowo chciał mi wmówić, że to pewnie ulewanie, a nie wymioty. Poprosiłam go o zdefiniowanie obydwu pojęć, po czym oznajmiłam, że to na pewno wymioty. Lekarz nie widząc wyraźnych powodów takich objawów wysłał nas na USG jamy brzusznej i dał skierowanie na badanie moczu. Podczas USG nie stwierdzono nic niepokojącego, natomiast w moczu wyszły liczne bakterie. Lekarze zajęli się bakteriami, uznali że to zakażenie układu moczowego, podjęli leczenie pod tym kątem, faszerowali antybiotykami, a coraz częstsze wymioty bagatelizowali.

Kiedy mój szkrab przestał przybierać na wadze, lekarka doszła do wniosku, że pewnie to refluks i spróbujemy temu zaradzić używając specjalnego mleka przeciw ulewaniu. Mimo, że wspomniałam, że Kubuś już jest na mleku A.R., bo sama mu je wprowadziłam, lekarka pozostała przy swoich zaleceniach. Maksymalną porcją jaką zjadał było 90 ml, mimo że zgodnie z zaleceniami żywieniowymi dla niemowląt karmionych mlekiem modyfikowanym w tym okresie powinien już zjadać 120 ml. Ta niewielka porcja i tak była dla niego za dużą, żeby mógł ją zjeść jednorazowo. Robiliśmy przerwy na odbicie przez co posiłek zajmował nam niemal godzinę. Z odbiciem też nie było łatwo, na początku było ładnie, z dnia na dzień odbijanie zanikało, natomiast niemal każdą próbę odbicia zastąpiły chlustające wymioty. Mały już prawie po każdym posiłku chlustał to co zjadał. Zaraz po przebudzeniu z drzemki, w trakcie przewijania, które zawsze robiłam przed jedzeniem w obawie przed kolejnymi wymiotami. O zabawie nie było mowy, każde ruchy nóżkami czy śmiech naszego szczęścia wywoływały reakcje wymiotne. Tak istotne dla prawidłowego rozwoju dziecka kładzenie na brzuszku nie wchodziło w rachubę, przy każdej próbie strasznie płakał, a o podnoszeniu główki mogłam sobie tylko pomarzyć.


Mały robił się coraz słabszy i chudszy, a ja byłam coraz bardziej zaniepokojona. Stwierdziłam, że tak nie może być i postanowiłam skonsultować to z kolejnym lekarzem, tym razem prywatnie. I w końcu udało nam się trafić na osobę, która nam pomogła, dzięki której Kubulek trafił znów do szpitala, w którym go skutecznie wyleczyli.


Okazało się, że to ani nie było zwykłe ulewnie, ani też później podejrzewany refluks, tylko zwężenie odźwiernika. Schorzenie leczy się tylko i wyłącznie operacyjnie. Kubuś był już w takim stanie, że lekarze w szpitalu podjęli decyzję o operacji w przeciągu 2 dni. Te dni potrzebne było po to, aby przed operacją podać kroplówki z mikroelementami, które wzmocniły mocno osłabiony organizm. Tygodniowy pobyt w szpitalu nasz skarb zniósł bardzo dzielnie. Poza samą operacją najgorsze dla niego było ponowne wprowadzanie posiłków. Następnego dnia po operacji dostał 10 razy po 10 ml glukozy, kolejnego 10 razy po 10 ml mleczka, później 10 razy po 20 ml, oczywiście równocześnie dostawał kroplówki, ale mimo wszystko takie minimalne porcje, były dla Kubusia stanowczo za małe. Strasznie się buntował, chciał więcej, wylane łzy można było liczyć na hektolitry. Mi serce się krajało, ale wiedziałam, że to wszystko dla jego dobra. Nie można było od razu wprowadzić normalnych porcji, bo w końcu była to operacja na żołądku. Lekarze sprawdzali czy podczas stopniowego zwiększania porcji jedzenia, mały nie będzie przypadkiem znów wymiotował, ale wszystko było w porządku. Gdy wprowadzili mu kolejnego dnia 7 porcji po 40 ml już było trochę lepiej i aż tak nie płakał. Po prawidłowym przyjęciu 7 porcji po 60 ml wypisali nas do domku.


Teraz Kubuś jest już półtora miesiąca po operacji. Zjada 7 porcji po 150 ml i jeszcze mu mało. Zrobił się z niego straszny żarłoczek. Ładnie przybiera na wadze i w końcu może spokojnie bawić się wierzgając nóżkami. Od powrotu do domu ani razu nie zwymiotował. Owszem zdarza mu się nieraz ulać, ale ulewanie to normalne u niemowląt, w przeciwieństwie do wymiotów. 

Pisząc tego posta nie miałam na celu żalenia się jak mi jest źle i mówienia jaki to mój synuś jest biedniusi. Chciałam przestrzec mamy, które borykają się z podobnym problemem, a lekarze u których szukają pomocy nie biorą pod uwagę zwężenia odźwiernika. Czasem warto przypomnieć lekarzowi o takim schorzeniu, bo może przypadkiem umknęło mu, że coś takiego istnieje przez to, że jest to niezbyt popularna choroba. Wystarczy zrobić USG sprawdzające jak wygląda sytuacja z odźwiernikiem i już wszystko jasne, czy to to czy trzeba szukać przyczyny wymiotów dalej.

Podobne posty

2 komentarze

  1. Ciesze sie, ze problem zostal rozwiazany. I malenstwo wrocilo do siebie - a ze zarloczek, to tylko dobrze ;) pozdrawiam i zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. My mieliśmy problem z małym. U nas pediatra od razu zdiagnozował chorobę, jednak 2 tygodnie Pani doktor leczyła jakimiś kropelkami i innymi lekami. Nie chciała nam dać skierowania USG, aż wybłagała żona przy 4 bądź 5 wizycie Skończyło się oczywiście na zabiegu. Może być Pani spokojna. Dziecko będzie rosło zdrowo. My się czasem śmiejemy że ten odwziernik to za bardzo jest udrożniony bo mały muci takie porcje że masakra :D Dzisiaj ma 4 lata i biega w maratonach dla najmłodszych. Rośnie zdrowo.

    OdpowiedzUsuń

Cieszymy się z Twoich odwiedzin w naszym małym wirtualnym świecie.
Mamy nadzieję, że spodobało Ci się to co w nim znalazłeś.
Zachęcamy do dyskusji w komentarzach pod postem.
Każda wypowiedź jest dla nas bardzo cenna.
Życzymy Ci udanego dnia pełnego uśmiechu :)