Niespodziewana wiadomość

10:04


Wczoraj miałam kolejną wizytę kontrolną u mojej ginekolog. Rutynowe spotkanie po miesiącu. Niestety jak się okazało w trakcie nie było ono rutynowe. Wizyta zaczęła się normalnie, czyli od badania na fotelu ginekologicznym, które przyniosło niezbyt dobrą wiadomość. Okazało się, że mam już rozwarcie na około 2 cm. Moja Pani doktor stwierdziła, że to stanowczo za wcześnie, bo jestem w 32 tygodniu ciąży. Zaleciła mi zwolnienie tempa i tak naprawdę mam teraz leżeć i wypoczywać. Umówiłyśmy się na kontrole za 2 tygodnie. 

Ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Jak to możliwe? Przecież Kubulka urodziłam w 40 tygodniu. Rozwarcie na centymetr pojawiło się dopiero w 38 tygodniu. Mój pierwszy poród  wręcz musiał być wywoływany ze względu na to, że przy cukrzycy ciążowej nie można przenosić ciąży. A teraz taka niemiła niespodzianka. 

Oczywiście bez większego sprzeciwu zastosowałam się do zaleceń. Wróciłam do domu i od razu położyłam się. Choć nie powiem, że nie było to dla mnie trudne. Przecież to ja przede wszystkim zajmowałam się moim domowym ogniskiem, a teraz muszę zrzucić to na innych. Na szczęście mam kochającą rodzinkę i moi najbliżsi od razu podzielili się obowiązkami.

Póki co wczoraj moja mama przyrządziła obiad, Artur po powrocie z pracy zajął się Kubkiem i przyszykował kolację. Dziś rano przygotowałam ubranka dla młodego, obudziłam go i później Kuba ubrał się sam i grzecznie razem z tatą poszedł do przedszkola.

Jak będą wyglądać kolejne dni? Trudno powiedzieć. Rozważamy jeszcze jedno rozwiązanie, ale ostateczną decyzję podejmiemy w weekend. Jedno jest pewne, ja jestem przykuta do łóżka lub kanapy. Nie ma innego wyjścia. Malutka musi pojawić się na świecie jak najpóźniej i zrobię wszystko co będzie konieczne, żeby tak się stało. 

DZIEŃ 2 

to dopiero jeden pełny dzień spędzony w pozycji horyzontalnej, a ja już nie wytrzymuję. Około 12 zaczęło mnie nosić. Najchętniej bym wstała i czymś się zajęła. W końcu jest jeszcze tyle do zrobienia. Chociażby poprasowanie ubranek malutkiej, póki co zdążyłam je wyprać. Na całe szczęście, chociaż tyle. Późnym popołudniem już mnie wszystko bolało. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Nogi mnie rwały niemiłosiernie. Nie wiem jak ja przetrwam te 2 tygodnie. Nie oszukujmy się, jest duże prawdopodobieństwo, że będę musiała leżeć przez 2 miesiące. Masakra. 

DZIEŃ 3

kolejny dzień minął spokojnie, leżę i odpoczywam. Kubek najchętniej siedziałby koło mnie, więc razem rozwiązujemy zadania, które młody uwielbia. Zagadki i łamigłówki to jego żywioł. W porze obiadowej na HBO leciała filmobajka (tak Kubek nazywa filmy animowane ;)) Emotki. Kubek z zaciekawieniem obejrzał bajkę, w między czasie Artur podał obiad i... Chłopaki pojechali po babcię, która ma u nas pomieszkać do czwartku. Wydaje mi się, że pomoc teściowej w tej sytuacji to będzie dobry pomysł.

DZIEŃ 4

niedzielę praktycznie całą spędziłam w sypialni. Rano towarzyszył mi Kubek, który mimo obecności babci wolał siedzieć ze mną i rozwiązywać jego ulubione zagadki. W tym czasie Artur był na kolejnym biegu CityTrial. Dopiero po jego powrocie Kubek dał się namówić, żeby iść pobawić się z babcią w dużym pokoju. W tym samym czasie na drugim końcu miasta moja mama u siebie w domu szykowała wyprawkę dla małej. Miałyśmy robić ją wspólnie, ale jak widać nie zawsze jest tak jak sobie zaplanujemy. Babcia uszyła zasłonki, to bardziej dla Kubulka, oraz rożek i pierwszą pościel dla malutkiej. Już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę te rzeczy na żywo. 

DZIEŃ 5

poniedziałek upłynął mi w oczekiwaniu na wyniki badań. Jak na złość dopiero po 14:00 można było wykonać telefon, żeby dowiedzieć się czy już są. Ja niecierpliwa oczywiście próbowałam dzwonić wcześniej, ale usłyszałam informację że właśnie są w trakcie diagnozowania i proszą o telefon później. Czas płynął mi strasznie wolno, teraz leżąc w łóżku to w ogóle mam wrażenie, że każda minuta trwa z 10 razy dłużej niż zwykle. W końcu wybiła godzina 0. Zadzwoniłam i usłyszałam, że wyniki już są i konieczna będzie dopłata. Wcześniej przy oddawaniu materiału do badania Pani laborantka powiedziała, że jeżeli wynik będzie pozytywny czyli wyjdą jakieś bakterie to będzie trzeba dopłacić. Dlatego informacja usłyszana w słuchawce oznaczała jedno, coś jest nie tak. Jak tylko otrzymałam wynik do ręki zadzwoniłam do lekarki prowadzącej moją ciążę, która stwierdziła, że trzeba wprowadzić natychmiast leczenie, bo bakteria może niekorzystnie wpłynąć na dziecko. Kazała przyjechać następnego dnia do gabinetu po receptę. 

DZIEŃ 6

wtorek do 15:00 upłynął mi jak zwykle ostatnimi dniami. Około 3 popołudniu, można było już pojechać do Pani ginekolog. Jak się można łatwo domyślić dostałam antybiotyk, który miałam brać 3 razy dziennie co 8 godzin, z pominięciem godzin nocnych. Wyliczyłam sobie, że najlepszy będzie system 22-6-14, w związku z czym pierwszą dawkę miałam wziąć około 22. Odłożyłam lek na szafkę i zajęłam się czym innym. Gdy zbliżała się wyznaczona pora wzięłam opakowanie i zajrzałam do ulotki. Zawsze tak robię ze względu na to, że jestem uczulona na penicylinę i już nie raz zdażyło się, że lekarze mimo wszystko wypisywali mi leki, które właśnie były na jej bazie. Nie było inaczej i tym razem, w ulotce wyczytałam, że leku nie powinny brać osoby z takim uczuleniem co ja mam. Oczywiście nie wzięłam leku. Postanowiłam rano zadzwonić do mojej lekarki.

DZIEŃ 7 

w środę spokojnie obudziłam się, zjadłam śniadanie i po 9 wykonałam telefon do mojej ginekolog. Po krótkiej rozmowie zaleciła zmianę leku, jednak poprosiła żebym spróbowała zorganizować sobie receptę u lekarki rodzinnej, ze względu na to, że ona nie była w stanie mnie przyjąć wcześniej niż w czwartek, a leczenie należało wdrożyć natychmiast. Lekarka rodzinna przyjmowała dopiero od 13, więc tak czy siak musiałam trochę poczekać. Dostałam nowy, zalecony przez Panią ginekolog lek. Z lekko drżącymi rękoma zajrzałam do środka opakowania, żeby zapoznać się z ulotką. I co? Również tutaj wyczytałam wzmiankę o penicylinie. Spanikowana zadzwoniłam do lekarki rodzinnej. Ta na spokojnie wytłumaczyła mi, że bakteria którą musimy zwalczyć jest jedynie wrażliwa na tego typu leki, nie ma innej możliwości walczenia z nią i konieczne jest wdrożenie tego leku który mi przypisała. Dodatkowo poinformowała mnie, że zawiera on taki rodzaj penicyliny, który nie powinien wywołać u mnie reakcji alergicznej. Z drżącym sercem zażyłam lekarstwo. Spanikowana niemalże pożegnałam się z wszystkimi i kazałam Arturowi mnie ratować jakby coś złego zaczęło się dziać, w końcu ma ukończony kurs ratownika medycznego. Żebyście nie myśleli, że ja taka panikara jestem zupełnie bez powodu. Jak byłam malutka po otrzymaniu leku z penicyliną zaczęłam puchnąć i nawet zaczęło mi atakować drogi oddechowe. Nie trudno się domyślić, że natychmiast trafiłam do szpitala gdzie podano mi lek odczulający i właśnie taką wizję miałam z tyłu głowy. Na całe szczęście nic się nie wydarzyło. Moje obawy były niepotrzebne. Ile strachu się najadłam to moje. 

DRUGI TYDZIEŃ

tak jak pierwszy tydzień dłużył mi się strasznie, drugi zleciał mi tak szybko, że nawet nie spostrzegłam się kiedy. Cały drugi tydzień łykałam antybiotyk z nadzieją, że dzięki niemu dzidzia będzie zdrowa. Choć powiem szczerze, że trochę przerażało mnie branie antybiotyku w ciąży. Jednak są to dość silne leki, wydawane tylko na receptę. Jednak mam zaufanie do moich lekarzy i skoro taka była decyzja wiem, że została ona podjęta zarówno dla mojego dobra, jak i mojej pociechy. Cały czas wierzyłam, że będzie dobrze, i że wytrwam te dwa najważniejsze tygodnie. Udało się, dotrwałyśmy do 34 tygodnia, który Pani doktor wyznaczyła mi jako główny cel, o który będziemy walczyć na dany moment. Wsparcie rodziny okazało się nieocenione. Możliwość spokojnego wypoczynku bez nerwów, z posiłkami podawanymi na tacy, to było to co w tym czasie potrzebowałam. Choć zdradzę Ci w tajemnicy, że z tyłu głowy jednak trochę martwiłam się. W 32 tygodniu nie miałam jeszcze przygotowanych wszystkich rzeczy do szpitala. Co prawda już poprałam część ubranek małej, ale trzeba było je jeszcze poprasować i co najważniejsze spakować. W pomocy w tej kwestii nieoceniona była moja mama. Dla kochanej wnusi przygotowała wszystko co było potrzebne. Oprócz wyprawki do szpitala również uszyła cudne pościele, otulacze do łóżeczka i kołyski, narzutę do łóżeczka, poduszeczki, ozdoby kącika pielęgnacyjnego, kokon, rożek. Taka babcia to prawdziwy skarb. Wszystkim tym pochwale Ci się nieco później. Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze przed porodem. A jeśli nie to napewno będziesz miała okazję zobaczyć te cudowności w użytku. 

Po dwóch tygodniach oczywiście odbyła się wizyta kontrolna u mojej lekarki prowadzącej ciąże. Jakie są efekty leczenia i odpoczynku dam Ci znać w osobnym wpisie. 



Podobne posty

1 komentarze

Cieszymy się z Twoich odwiedzin w naszym małym wirtualnym świecie.
Mamy nadzieję, że spodobało Ci się to co w nim znalazłeś.
Zachęcamy do dyskusji w komentarzach pod postem.
Każda wypowiedź jest dla nas bardzo cenna.
Życzymy Ci udanego dnia pełnego uśmiechu :)